to nie ja, na samą myśl o podróży koleją mam stany lękowe...
*******
Rachel, dziewczyna z nadwagą, złamanym sercem, problemem alkoholowym, rozbitą głową i życiem. Ofiara losu, której trudno nie polubić. Inaczej mówiąc - Bridget Jones w wersji przejebanej, w kryminalną intrygę wplątana.
Wbrew zapowiedziom nie jest to, na szczęście, thriller psychologiczny. W przeciwieństwie do Stephena Kinga, bez trudu oderwałam się od lektury i nocy zarywać nie musiałam, bo nie jest to aż tak wciągająca historia. Spokojnie da się te 300 stron oblecieć w 2 dni, jako że lektura jest łatwa i przyjemna, z mało ekscytującym zakończeniem jednakże. W sam raz na plażę, albo listopadowe chujowe wieczory.
I niezły pomysł na film...
----------------------------------------------------------------------------
A skoro jestem przy tych zajmujących listopadowych wieczorach, to...Tomanek przylazł wczoraj z blachą sernika, co niechybnie oznacza, że 1387 namorada odeszła w siną dal. Tomanek mało co potrafi zrobić dobrze, ale akurat sernik piecze wyborny. Nonette i Nika (muszą chodzić razem, co daje jaką taką gwarancję, że nieogarnięte siostry wrócą z winem, a nie li tylko z korkociągiem, których mam już 6), zostały oddelegowane do Biedry, z ambitnym zadaniem zakupu tamtejszego winho verde. Wit przyszedł w towarzystwie swojego wisielczego humoru i noża, który pokroi wszystko, co z kolei oznaczało, że Ida została zmuszona do robienia kanapek.
Stół suto zastawiony, to teraz jeszcze narzędzie do zabijania listopada, czyli....
'Poldark", sezon I.
Jezu kochany, jaki ten Aidan Turner przystojny....
Powiedzcie mi, skąd się biorą takie durne dzidzie, które z niewiadomych powodów odrzucają takiego faceta (jak powyżej), dla jakiejś rozcieńczonej wersji gamoniowatego Ashley'a Wilkes'a.
No skąd, ja się pytam? No, nie z życia raczej....
czwartek, 19 listopada 2015
niedziela, 15 listopada 2015
Mini Blog Koncert: a serce mam złamane...infelizmente!
1/ Foo Fighters: These Days
2/ Jeff Buckley : Lover, You Should've Come Over
3/ Blur : My Terracotta Heart
2/ Jeff Buckley : Lover, You Should've Come Over
3/ Blur : My Terracotta Heart
sobota, 24 października 2015
z cyklu: kuchnia na dwie lewe ręce i ćwierć chęci
Gotować każdy może, jeden dobrze, drugiego trzeba do garów koniem ciągnąć.
Ida należy do tych drugich, co z jakichś masochistycznych powodów nie przeszkadza jej pasjonować się gotowaniem. Półki uginające się od książek kucharskich, kuchnia taka siaka i owaka, gotuj z tym, tamtym lub z białym misiem, sterty gazet, powycinane przepisy zalegające w każdym kącie i służące głównie jako podstawka pod kwiaty.
Lipa z tym gotowaniem. Zwykle lista potrzebnych składników jest tak samo długa, jak noc listopadowa i zawsze znajdzie się na niej jakiś składnik o którym albo pierwszy raz słyszę, albo nigdy w życiu w mojej prowincjonalnej metropolii nie kupię. Pomijam już sam fakt, że jak jest powyżej 6 składników, to przepis zazwyczaj ląduje pod kwiatkiem. A takich zupełnie niewykonalnych potraw jest z 80%.
Nie mówię, że wymyśliłam bógwico, ale wreszcie znalazłam sposób, aby zjeść rybę i nie zwymiotować. I na dodatek się nie przepracować. To ważne, bo czas spędzony w kuchni jest czasem, którego nie spędzę na nauce portugalskiego, zum Beispiel.
Albo piciu portugalskiego wina, czyli powszechnie dostępnej w naszym siole, Portady (biała, różowa, czerwona - półsłodka lub półwytrawna - jeden czort, smakuje podobnie).**
Idziemy więc do Biedrony, Lidla, czy do innego sklepu gdzie sprzedają filety rybne.
W Biedronie * wybór jest następujący: filet z łososia albo filet z pstrąga łososiowego. Ponieważ częściej rzygam po łososiu, wybieram pstrąga, chociaż wizualnie niczym się od siebie nie różnią.
Potrzebne będą jeszcze następujące składniki:
- sos Teriyaki
- koperek
- cytryna
- masło
- folia aluminiowa
Targamy się do domu. Wywalamy rybkę z opakowania, płuczemy (lub nie) kroimy z fantazją na mniejsze porcje, wrzucamy do jakiegoś naczynia, zalewamy teriyaki i porzucamy projekt na dowolny czas.
Kiedy już stwierdzimy, że jeść się chce, wyciągamy folię aluminiową i kładziemy na niej dowolną ilość masła, rybę, dowolną ilość masła, skrapiamy sokiem z cytryny, sypiemy dowolną ilość koperku oraz plasterki cytryny (lepiej bez skóry i pestek, bo może być gorzkawo). Nie trzeba dodatkowo doprawiać, ale jak się bardzo chce, to można! coś tam dodać jeszcze.
Bełtamy wszystko w folię, nie przejmując się zbytnio czy jest szczelnie, bo i tak zawsze coś wycieknie. Srebrne paczuszki wkładamy do czegoś żaroodpornego, co by nie zachlastać całego piekarnika i voila.
Pieczemy. Na dowolnym programie. Zawsze się upiecze. Po ok. 20 minutach paszczur jest gotowy do konsumpcji.
U Idy pomidory ( i Wit ) są zawsze, więc do tego sałatka z pomidorów, cebuli i zielonej pietruszki + oliwa z oliwek. Ewentualnie + małosolne ogórki.
Koniec.
Więcej pisania o tym jak przyrządzić "zdrową rybkę" - co jest mitem, wiadomo nic w pełni zdrowego w przyrodzie nie istnieje, niż samej pracy nad potrawą.
Zdjęć pieczonej rybki nie będzie, bo nie wygląda ona atrakcyjnie i do lakierowanych gazet się zupełnie nie nadaje, chociaż smakuje dobrze. Zwłaszcza jak się jest głodnym, bo przecież " głód jest najlepszą przyprawą". Co też jest powszechnie znane.
Smacznego
Gości raczej nie warto oczarowywać tymże powyższym, no chyba że jest to Wit, któremu jest totalnie obojętne, co w talerzu pływa i który jak zwykle stwierdzi, że dobry klopsik przyrządziłam dzisiaj oraz masz jeszcze to winko, które wczoraj nas zniszczyło?
==============================
* W Porugalii owa sieć nosi nazwę Pingo Doce, czyli żesz po naszemu Słodka Kropla. Śmierdzi w niej o wiele bardziej niż w naszej skrzydlatej, z racji zalegających tam stert suszonego dorsza, brrrrr
** Niedawno w lokalnym Tesco wyciągnęłam z głębi zakurzonej półki półwytrawne, czerwone wino (portugalskie, a jakże!) o nazwie Finis Terra. Całkiem gładko wchodzi, nie niszcząc po drodze niewyrafinowanych kubków smakowych. Akuratne winho dla tych, którym Portada za słodka jest. Nie wiem, ile kosztuje, Tomanek płacił.
Ida należy do tych drugich, co z jakichś masochistycznych powodów nie przeszkadza jej pasjonować się gotowaniem. Półki uginające się od książek kucharskich, kuchnia taka siaka i owaka, gotuj z tym, tamtym lub z białym misiem, sterty gazet, powycinane przepisy zalegające w każdym kącie i służące głównie jako podstawka pod kwiaty.
Lipa z tym gotowaniem. Zwykle lista potrzebnych składników jest tak samo długa, jak noc listopadowa i zawsze znajdzie się na niej jakiś składnik o którym albo pierwszy raz słyszę, albo nigdy w życiu w mojej prowincjonalnej metropolii nie kupię. Pomijam już sam fakt, że jak jest powyżej 6 składników, to przepis zazwyczaj ląduje pod kwiatkiem. A takich zupełnie niewykonalnych potraw jest z 80%.
Nie mówię, że wymyśliłam bógwico, ale wreszcie znalazłam sposób, aby zjeść rybę i nie zwymiotować. I na dodatek się nie przepracować. To ważne, bo czas spędzony w kuchni jest czasem, którego nie spędzę na nauce portugalskiego, zum Beispiel.
Albo piciu portugalskiego wina, czyli powszechnie dostępnej w naszym siole, Portady (biała, różowa, czerwona - półsłodka lub półwytrawna - jeden czort, smakuje podobnie).**
Idziemy więc do Biedrony, Lidla, czy do innego sklepu gdzie sprzedają filety rybne.
W Biedronie * wybór jest następujący: filet z łososia albo filet z pstrąga łososiowego. Ponieważ częściej rzygam po łososiu, wybieram pstrąga, chociaż wizualnie niczym się od siebie nie różnią.
Potrzebne będą jeszcze następujące składniki:
- sos Teriyaki
- koperek
- cytryna
- masło
- folia aluminiowa
Targamy się do domu. Wywalamy rybkę z opakowania, płuczemy (lub nie) kroimy z fantazją na mniejsze porcje, wrzucamy do jakiegoś naczynia, zalewamy teriyaki i porzucamy projekt na dowolny czas.
Kiedy już stwierdzimy, że jeść się chce, wyciągamy folię aluminiową i kładziemy na niej dowolną ilość masła, rybę, dowolną ilość masła, skrapiamy sokiem z cytryny, sypiemy dowolną ilość koperku oraz plasterki cytryny (lepiej bez skóry i pestek, bo może być gorzkawo). Nie trzeba dodatkowo doprawiać, ale jak się bardzo chce, to można! coś tam dodać jeszcze.
Bełtamy wszystko w folię, nie przejmując się zbytnio czy jest szczelnie, bo i tak zawsze coś wycieknie. Srebrne paczuszki wkładamy do czegoś żaroodpornego, co by nie zachlastać całego piekarnika i voila.
Pieczemy. Na dowolnym programie. Zawsze się upiecze. Po ok. 20 minutach paszczur jest gotowy do konsumpcji.
U Idy pomidory ( i Wit ) są zawsze, więc do tego sałatka z pomidorów, cebuli i zielonej pietruszki + oliwa z oliwek. Ewentualnie + małosolne ogórki.
Koniec.
Więcej pisania o tym jak przyrządzić "zdrową rybkę" - co jest mitem, wiadomo nic w pełni zdrowego w przyrodzie nie istnieje, niż samej pracy nad potrawą.
Zdjęć pieczonej rybki nie będzie, bo nie wygląda ona atrakcyjnie i do lakierowanych gazet się zupełnie nie nadaje, chociaż smakuje dobrze. Zwłaszcza jak się jest głodnym, bo przecież " głód jest najlepszą przyprawą". Co też jest powszechnie znane.
Smacznego
Gości raczej nie warto oczarowywać tymże powyższym, no chyba że jest to Wit, któremu jest totalnie obojętne, co w talerzu pływa i który jak zwykle stwierdzi, że dobry klopsik przyrządziłam dzisiaj oraz masz jeszcze to winko, które wczoraj nas zniszczyło?
==============================
* W Porugalii owa sieć nosi nazwę Pingo Doce, czyli żesz po naszemu Słodka Kropla. Śmierdzi w niej o wiele bardziej niż w naszej skrzydlatej, z racji zalegających tam stert suszonego dorsza, brrrrr
** Niedawno w lokalnym Tesco wyciągnęłam z głębi zakurzonej półki półwytrawne, czerwone wino (portugalskie, a jakże!) o nazwie Finis Terra. Całkiem gładko wchodzi, nie niszcząc po drodze niewyrafinowanych kubków smakowych. Akuratne winho dla tych, którym Portada za słodka jest. Nie wiem, ile kosztuje, Tomanek płacił.
wtorek, 22 września 2015
Mini Blog Koncert: TUNA
1/ TMUC => czyli
Tuna de Medicina da Universidade de Coimbra
(przystojni studenci medycyny z Coimbry)
2/ TAFFUC => czyli
Tuna Académica da Faculdade de Farmácia da Universidade de Coimbra
( przystojni studenci farmacji z Coimbry)
3/ TAFDUP => czyli
Tuna Académica da Faculdade de Direito da Universidade do Porto
( studenci prawa z Porto)
Tuna de Medicina da Universidade de Coimbra
(przystojni studenci medycyny z Coimbry)
2/ TAFFUC => czyli
Tuna Académica da Faculdade de Farmácia da Universidade de Coimbra
( przystojni studenci farmacji z Coimbry)
3/ TAFDUP => czyli
Tuna Académica da Faculdade de Direito da Universidade do Porto
( studenci prawa z Porto)
niedziela, 6 września 2015
sobota, 5 września 2015
Do utraty sił
czyli
Nie traćcie Nadziei
Światek zawodowego boksu. Jest i luksusowo i obskurnie. Z obowiązującym zestawem postaci:=> mądry, ludzki, podstarzały i po przejściach: Forest Whitaker,
=> bezwzględna szuja, która wyciągnie z ciebie i ostatnie 50 centów: Wiadomo Kto ;),
=> ktoś komu zawsze publicznie podziękujesz odbierając nagrodę: Rachel McAdams,
=> ktoś na kim ci zależy bezwarunkowo: Oona Lawrence
oraz
=> karta, która czasem żre, ale częściej długo nie idzie.
Boks. Można lubić lub się wzdragać. TU trzeba lubić. Sceny walk bokserskich sfilmowane są bardzo realistycznie. Brutalnie. To mocna strona filmu. Podobnie jak muzyka i zdjęcia. Jest energetycznie i emocjonująco, chociaż przewidująco. Ale nie chodzi o to, by zgadywać zakończenie, ale aby wciągnąć kolejną historię o odradzającym się z popiołów Feniksie. Ładnie opowiedzianą i zagraną.
Nie wiem, czy Do utraty sił otrzyma nominację do Oscara. Być może.
Być może otrzyma ją Whitaker, lub/oraz Antoine Fuqua. I być może jeszcze ktoś.
Powinien zaś Jake Gyllenhaal
Zamiast glizdowatego Louisa Blooma jest potężny Billy Hope. Z obitą twarzą. I sercem. Twardziel z mocną psychiką, który z martwych powstał, winy odkupił i po życiowym knockdownie do żywych powrócił.
Od pierwszej sceny trzyma widza w garści i bez trudu kładzie na łopatki.
Brawo Jake!
Redmayne, Gyllehaal....Oscarowe deja vu?
poniedziałek, 31 sierpnia 2015
Mini Blog Koncert: Angelina Jordan, age 8
1/ Fly Me To The Moon - Frank Sinatra
2/ Summertime - George Gershwin
3/ Bang Bang - Nancy Sinatra
2/ Summertime - George Gershwin
3/ Bang Bang - Nancy Sinatra
Etykiety:
age8,
Angelina Jordan,
bang bang,
fly me to the moon,
frank sinatra,
george gershwin,
little amy,
nancy sinatra,
Norwegian's got talent,
summertime,
what a voice
niedziela, 30 sierpnia 2015
Trzy wieczory króla: Wieczór I
Maraton filmowy
w roli głównej:MATTHIAS SCHOENAERTS
Królewska uczta
1/ Głowa byka Bullhead Rundskop: Jacky Vanmarsenille
Belgijskie zadupie, pełne półgłówków i cwoków o zakazanych gębach.
Akcja kryminalna zakręcona głównie po to, aby doprowadzić do efektownej sceny finałowej. Wszystko, co najważniejsze niesie ze sobą postać głównego bohatera. Ciężko skrzywdzony w dzieciństwie chłopiec zostaje, po przeżytej traumie, pozostawiony sam sobie. Ani psychologa, ani rodziny, ani przyjaciół (Diederika nie liczę). Nic. Tylko praca przy krowach i zastrzyki z testosteronu, czego efektem jest zwierzęca siła i zrujnowana psychika.
I chociaż wiadome jest, że film nie może skończyć się dobrze, to chciałoby się bardzo, aby tak nie było, aby Jacky trafił choćby do więzienia, gdzie być może znalazłby jakąś pomoc. W miejscu, w którym żył nie miał na to szans. Podobnie, jak nie miał szansy na miłość. A tylko ona mogłaby być dla niego lekiem na całe niezawinione zło, którego doświadczył.
Matthias, zwalisty, z twarzą naznaczoną cierpieniem, faszerujący się alkoholem i hormonami. Oglądanie filmu boli. Nie sposób szybko zapomnieć. Wspaniała rola.
2/ Z krwi i kości Rust and Bone De rouille et d'os: Ali - Alain van Versch
Nieszczęśliwy wypadek zmienia życie młodej kobiety. Dzięki poznanemu krótko przed tym zdarzeniem osiłkowi udaje się jej pozbierać psychicznie i wrócić do życia. Kolejna dobra rola Marion, ale nie tylko do niej ten film należy. Partnera zacz ma godnego siebie.
Matthias w roli "prostego chłopaka z alpejskiej wioski", wypada bardzo, bardzo autentycznie i przekonywująco. W scenach walki kipi wściekłością. W kontaktach ze Stephanie zamienia się w bezpretensjonalnego, opiekuńczego misia, który świat przyjmuje dosłownie takim, jakim jest ( co do pewnego momentu ma swoje dobre strony). W końcu dojrzewa emocjonalnie i odkrywa uczucia, o istnieniu których wcześniej nie miał pojęcia.
Ta rola, świetna rola, była ważna również z tego powodu, że od niej rozpoczęła się duża, międzynarodowa kariera przystojnego i uzdolnionego językowo Flamanda.
3/ Matthias nie schodzi z planu zdjęciowego. Już niedługo planowane są premiery takich filmów, jak:
Maryland
z Dianą Kruger
Candy Store ( z Robertem de Niro, Keirą Knightley, Omarem Sy),
Bigger Splash:
z Dakotą Johnson, Ralphem Fiennes'em i Tildą Swinton
Danish Girl:
z Eddiem Redmaynem => kolejny z rzędu OSCAR dla Eddie'go?
A w 2016 roku HBO planuje wyemitować miniserial - Lewis i Clark (z Casey Affleck'iem).
***************************
Jednakże z największą niecierpliwością czekam na premierę tego filmu:
Galveston: Roy Cady
Scenariusz na podstawie własnej powieści napisał Nic Pizzolato, a za kamerą stanął reżyser drugiej części Detektywa - Duńczyk Janus Metz Pedersen.
No, a tu jest kawał roli do odegrania; akcja oparta głównie na postaci Cady'go, obejmująca 20 lat życia, duże zmiany fizyczne i idąca za tym przemiana mentalna - "od bohatera do zera". Plus kilka smacznych epizodów.
Schoenaerts nie połóż tego, a wjedziesz do ekstraklasy światowej.
Specjalista od ról trudnych, łamania serc i kości
Matthias Marlon SCHOENAERTS
:D
piątek, 28 sierpnia 2015
Trzy wieczory króla: Wieczór II
Maraton filmowy
w roli głównej
Matthias Schoenaerts
Guillame Cannet w Ameryce. W latach 70-tych ub. wieku.
Kawał dobrego kina, którym utalentowany Francuz otworzył sobie (oby!) drzwi do Hollywood.
I na szczęście. I kciuki trzymam. I na następny film czekam!
Blood Ties - opowiada historię dwóch braci: policjanta - świetny Billy Crudup, wreszcie doczekał się ciekawej roli oraz przestępcy - ironiczny Clive Owen (stworzony do ról pozytywnych, bez problemów gra bezwzględnego nie do końca drania ). Oprócz nich Mila Kunis, Zoe Saldana, oczywiście Marion, no i wiekowy, ale wciąż w formie James Caan (uszanowanko).
Matthias w doborowym towarzystwie, ale do zagrania niewiele. Trzy, cztery sceny... Nic to. Ważne, że pojawia się w tym filmie. Absolutnie wartym obejrzenia. I do zapamiętania. I posłuchania również ( jak to zwykle u Cannet'a bywa ścieżka dźwiękowa jest jednym wielkim słuchowiskiem).
2/ Brudny szmal The Drop: Eric Deeds
Przygnębiająca Ameryka wg scenariusza D. Lehana. Ciemne interesy i interesiki, antypatyczne typy na tle szaro-burego krajobrazu rozpadających się domów i barów. Jednym słowem jest klimatycznie. Znużony, ale ciągle w biznesie James Gandolfini ( nie do uwierzenia, że to jego ostatnia i zarazem kolejna godna uwagi rola, choć takie, jak kuzyn Marv typki, to on z zamkniętymi oczami grał), Noomi Rapace znana bardziej jako Lisbeth Salander oraz naprawdę przerażająco spokojny i zabawnie nieporadny (idealnie obsadzony) Tom Hardy jako Bob Saginowski.
Matthias jako psychopata - gawędziarz, który przestraszyć może. Jest mrocznie i są ciary na plecach, ale i trochę współczucia w ostatniej scenie z jego udziałem.
3/ Loft The Loft: Phillip Trauner i Filip Willems
Udana wersja belgijska tego niby erotycznego thrillera, spowodowała nakręcenia amerykańskiej wersji. I tak, mało znanych belgijskich aktorów zastąpili ich bardziej rozpoznawalni koledzy, np. James Marsden i Wentworth Miller. I tylko Matthiasa Schoenaertsa zastąpił, mówiący płynnym angielskim, Matthias Schoenaerts.
No cóż, thriller jak thriller rządzi się swoimi regułami i te zostają tu zachowane.
Matthias w twarzowej, skórzanej kurtce i w roli nieradzącego sobie z agresją członka grupy przyjaciół korzystających z wolnej i przestronnej (choć mogłaby być ciekawiej zaaranżowana, jak na przykład tutaj => LINK) chaty u kolegi, z widokiem na całe miasto, zwanej loftem, bo tak jest modnie i intrygująco. I tyle.
Strach się nie bać.
w roli głównej
Matthias Schoenaerts
Bad boy czyli diabeł tkwi w szczegółach
1/ Więzy krwi Blood Ties: Anthony ScarfoGuillame Cannet w Ameryce. W latach 70-tych ub. wieku.
Kawał dobrego kina, którym utalentowany Francuz otworzył sobie (oby!) drzwi do Hollywood.
I na szczęście. I kciuki trzymam. I na następny film czekam!
Blood Ties - opowiada historię dwóch braci: policjanta - świetny Billy Crudup, wreszcie doczekał się ciekawej roli oraz przestępcy - ironiczny Clive Owen (stworzony do ról pozytywnych, bez problemów gra bezwzględnego nie do końca drania ). Oprócz nich Mila Kunis, Zoe Saldana, oczywiście Marion, no i wiekowy, ale wciąż w formie James Caan (uszanowanko).
Matthias w doborowym towarzystwie, ale do zagrania niewiele. Trzy, cztery sceny... Nic to. Ważne, że pojawia się w tym filmie. Absolutnie wartym obejrzenia. I do zapamiętania. I posłuchania również ( jak to zwykle u Cannet'a bywa ścieżka dźwiękowa jest jednym wielkim słuchowiskiem).
2/ Brudny szmal The Drop: Eric Deeds
Przygnębiająca Ameryka wg scenariusza D. Lehana. Ciemne interesy i interesiki, antypatyczne typy na tle szaro-burego krajobrazu rozpadających się domów i barów. Jednym słowem jest klimatycznie. Znużony, ale ciągle w biznesie James Gandolfini ( nie do uwierzenia, że to jego ostatnia i zarazem kolejna godna uwagi rola, choć takie, jak kuzyn Marv typki, to on z zamkniętymi oczami grał), Noomi Rapace znana bardziej jako Lisbeth Salander oraz naprawdę przerażająco spokojny i zabawnie nieporadny (idealnie obsadzony) Tom Hardy jako Bob Saginowski.
Matthias jako psychopata - gawędziarz, który przestraszyć może. Jest mrocznie i są ciary na plecach, ale i trochę współczucia w ostatniej scenie z jego udziałem.
3/ Loft The Loft: Phillip Trauner i Filip Willems
Udana wersja belgijska tego niby erotycznego thrillera, spowodowała nakręcenia amerykańskiej wersji. I tak, mało znanych belgijskich aktorów zastąpili ich bardziej rozpoznawalni koledzy, np. James Marsden i Wentworth Miller. I tylko Matthiasa Schoenaertsa zastąpił, mówiący płynnym angielskim, Matthias Schoenaerts.
No cóż, thriller jak thriller rządzi się swoimi regułami i te zostają tu zachowane.
Matthias w twarzowej, skórzanej kurtce i w roli nieradzącego sobie z agresją członka grupy przyjaciół korzystających z wolnej i przestronnej (choć mogłaby być ciekawiej zaaranżowana, jak na przykład tutaj => LINK) chaty u kolegi, z widokiem na całe miasto, zwanej loftem, bo tak jest modnie i intrygująco. I tyle.
Strach się nie bać.
Matthias Schoenaerts
czwartek, 27 sierpnia 2015
Trzy wieczory króla : Wieczór III
Maraton filmowy z
Matthias'em Schoenaert'sem
w roli głównej
Ani słowa o miłości
1/ Silny, małomówny i grający na pianinie: Bruno von Falk
Suita Francuska Suite Francaise
Okupowana Francja. Ona (wrażliwa) Francuzka, on (nieobojętny) Niemiec, czyli miłość niemożliwa, a jednak się zdarzyła. W tle cud muzyka, scenografia, Michelle Williams, Ruth Wilson, rewelacyjna jak zwykle Kristin Scott Thomas oraz zawsze i wszędzie chętnie widziany przez Idę - Lambert Wilson.
Matthias oszczędny w grze (nie tylko na pianinie) i jakże przystojny w mundurze.....
o Flandrio ty moja :)
2/ Silny, małomówny, idący w ogień i pasący owce: Gabriel Oak
Z dala od zgiełku Far from the Madding Crowd
XIX wieczna Anglia wg powieści Thomasa Hardy'ego. Wysmakowany romans z urzekającymi zdjęciami, muzyką i kostiumami. Trzeba tylko jakoś strawić uroczą skądinąd Carey Mulligan, grającą główną rolę i zupełnie do niej niepasującą.
Na osłodę jest William Boldwood - świetnie poprowadzony przez Michaela Sheena.
Matthias oszczędny w grze i jakże szczerze oddany....
Gdyby to Ida była Bathshebą, to filmu wcale by nie było. Przyjęłaby oświadczyny Gabriela bodajże w 3 scenie filmu.
Bez wahania, ociągania, cudowania i bez cienia wątpliwości. Walić niezależność.
3/ Silny, nieszczęśliwy i najinteligentniejszy: Andre Le Notre
Odrobina chaosu A Little Chaos
Francja, dwór króla Ludwika XIV i budowa fontanny we wspaniałych królewskich ogrodach. Film ten należy w pełni do niezawodnej Kate Winslet, w tle dzielnie przebija się zgaszony Alain Rickman, zabawny Stanley Tucci i demoniczna Helen McCrory.
Matthias smutny i z ledwie co bijącym sercem....... no nic tylko brać i pocieszać.
Enjoy!
Matthias SchoenHearts
poniedziałek, 27 lipca 2015
102 Tour de France 2015 => ostatni etap
Etap 21 Sevres - Paryż
26.07.2015 Andre Greipel => Chris Froome
Andre4E - zrównał się z MKittelem (ciekawe, czy Marcelka zazdrość nie zjada na tę wieść), do Cava jednak zbrakło, ale i tak zrealizował swoje wielkie marzenie. Wygranie etapu na Polach Elizejskich jest jak zjedzenie ciastka z kremem, które dotąd sprzątał sprzed nosa ktoś inny.
Perła w sprinterskiej koronie zdobyta, można w spełnieniu myśleć o sportowej emeryturze.
Ładnie pojechał dziś lekko kieszonkowy (zwłaszcza przy masywnym Greipelu) Brian Coquard. Może za rok? Przecież Andre rok temu też był drugi.
Trzeci na mecie był Sagan, czwarty Hagen (pomagał mu Farrar), piąty Demare, szósty dopiero Cav.
Wielką atrakcją i dla kolarzy i dla kibiców jest to, że ostatni etap zawsze kończy się rundami po Paryżu.
Ostatni etap oglądam z wielką przyjemnością. Nie nudzi mi się zupełnie. Paryż jest jak zawsze cudowny. A to jedno z moich ulubionych miejsc:
Jednak zawsze jest też trochę smutno, bo kończy się największa i najbardziej prestiżowa kolarska impreza. Moja ulubiona. Ale cóż począć? Ano nic. Przeczekać. Już za 11 miesięcy - nowa gra, nowe szczęście.
Podsumowywując - Top15 GC 2015 wygląda tak:
Zwycięzca Tour de France 2015 - Chris Froome:
Miejsce II - Nairo Quintana, miejsce III Alejandro Valverde
Wśród teamów triumfował Movistar, ale to Team Sky jest teamem zwycięzców. Dzisiaj jechali z żółtymi pasami na plecach.
Obok Chrisa, dwaj najwierniejsi przyboczni. To oni najbardziej harowali w czasie całego wyścigu. Po lewej - Wout Poels, po prawej - Geraint Thomas. Szacunek panowie! To się nazywa team spirit. Byliście wspaniali. Odwaliliście kawał dobrej roboty.
Geraint, który już mógłby jeździć jako samodzielny lider, na tym TdF jechał dla Frooma od pierwszego do ostatniego dnia. Stracił swoją dobrą pozycję w GC, zaliczył kilka okropnych kraks, z których jedna stała się już legendą i zaczęła żyć własnym życiem.
Życząc wszystkim kolarzom wszystkiego najlepszego, czas pożegnać się z TdF 2015. Już wyglądam za następnym. Z niektórymi kolarzami spotkam się już niedługo, na TdP i Vuelcie.
Na hiszpańskiem grand tourze mam wielką nadzieję zobaczyć również, a może przede wszystkim panów:
Grega LeMonda, JAFlechę i Ashleya House'a. Trudno mi jest już sobie wyobrazić kolarstwo bez ich rozmów, wywiadów, opinii i komentarzy.
Super było!
Na zakończenie ten, którego zna już cały kolarski świat:
"Niesforne dziecko dwóch pedałów". ;-)
Peto, strzelający z pucharu, Sagan; ambasador kolarstwa z ADHD niewątpliwie :)
Już za 11 miesięcy....
103 TdF 2016
Czekam
albo dla wtajemniczonych
26.07.2015 Andre Greipel => Chris Froome
Andre4E - zrównał się z MKittelem (ciekawe, czy Marcelka zazdrość nie zjada na tę wieść), do Cava jednak zbrakło, ale i tak zrealizował swoje wielkie marzenie. Wygranie etapu na Polach Elizejskich jest jak zjedzenie ciastka z kremem, które dotąd sprzątał sprzed nosa ktoś inny.
Perła w sprinterskiej koronie zdobyta, można w spełnieniu myśleć o sportowej emeryturze.
Ładnie pojechał dziś lekko kieszonkowy (zwłaszcza przy masywnym Greipelu) Brian Coquard. Może za rok? Przecież Andre rok temu też był drugi.
Trzeci na mecie był Sagan, czwarty Hagen (pomagał mu Farrar), piąty Demare, szósty dopiero Cav.
Wielką atrakcją i dla kolarzy i dla kibiców jest to, że ostatni etap zawsze kończy się rundami po Paryżu.
Ostatni etap oglądam z wielką przyjemnością. Nie nudzi mi się zupełnie. Paryż jest jak zawsze cudowny. A to jedno z moich ulubionych miejsc:
Jednak zawsze jest też trochę smutno, bo kończy się największa i najbardziej prestiżowa kolarska impreza. Moja ulubiona. Ale cóż począć? Ano nic. Przeczekać. Już za 11 miesięcy - nowa gra, nowe szczęście.
Podsumowywując - Top15 GC 2015 wygląda tak:
Zwycięzca Tour de France 2015 - Chris Froome:
Miejsce II - Nairo Quintana, miejsce III Alejandro Valverde
Wśród teamów triumfował Movistar, ale to Team Sky jest teamem zwycięzców. Dzisiaj jechali z żółtymi pasami na plecach.
Obok Chrisa, dwaj najwierniejsi przyboczni. To oni najbardziej harowali w czasie całego wyścigu. Po lewej - Wout Poels, po prawej - Geraint Thomas. Szacunek panowie! To się nazywa team spirit. Byliście wspaniali. Odwaliliście kawał dobrej roboty.
Geraint, który już mógłby jeździć jako samodzielny lider, na tym TdF jechał dla Frooma od pierwszego do ostatniego dnia. Stracił swoją dobrą pozycję w GC, zaliczył kilka okropnych kraks, z których jedna stała się już legendą i zaczęła żyć własnym życiem.
Życząc wszystkim kolarzom wszystkiego najlepszego, czas pożegnać się z TdF 2015. Już wyglądam za następnym. Z niektórymi kolarzami spotkam się już niedługo, na TdP i Vuelcie.
Na hiszpańskiem grand tourze mam wielką nadzieję zobaczyć również, a może przede wszystkim panów:
Grega LeMonda, JAFlechę i Ashleya House'a. Trudno mi jest już sobie wyobrazić kolarstwo bez ich rozmów, wywiadów, opinii i komentarzy.
Super było!
Na zakończenie ten, którego zna już cały kolarski świat:
"Niesforne dziecko dwóch pedałów". ;-)
Peto, strzelający z pucharu, Sagan; ambasador kolarstwa z ADHD niewątpliwie :)
Już za 11 miesięcy....
103 TdF 2016
Czekam
albo dla wtajemniczonych
Čakám
wtorek, 21 lipca 2015
102 Tour de France etapy 16, 17, 18, 19, 20
Etap 16 Bourg de Peage - Gap
20.07.2015 Ruben Plaza Molina => Chris Froome
Dzięki triumfowi Rubena, rodzina zwycięskich teamów tegorocznego TdF powiększyła się o zespół Lampre. To i dobrze, bo zasłużonej włoskiej drużynie średnio się wiedzie w ogóle i na tymże wyścigu również. Zwłaszcza, że Rui Costa już dawno się z niego wycofał.
Może i Garminom trafi się jakieś ziarno, bo póki co, jadą jak ślepe kury. ;)
OK. Peleton zmęczony już bardzo. Ucieczki dojeżdżają z coraz większą przewagą. Dzisiejsza ok.18 minut.
Odjazd był duży i silny. Z niego, przed końcem, oderwał się Ruben. Bardzo szczęśliwie nikt za nim od razu nie pogonił. Ten, który zebrał się w końcu do solowego pościgu, nie dał rady. Wystarczyło na kolejne drugie miejsce. Ponieważ zaczęły go już obejmować statystyki "tych, co zajęli drugie miejsca", więc tym samym zapisał się w historii kolarstwa. Przed nim, m.in. E.Merx, więc jest się z kim "ścigać" :)
Oto kolarz o którym w tym wyścigu mówi się, pisze i pokazuje najczęściej:
Peto S. Wielka sława to fakt.
Etap 17 Digne les Bains - Pra Lou
22.07.2015 Simon Geschke - Chris Froome
Simon Geschke. Czy przed dzisiejszym etapem byłby taki śmiałek, który na niego postawił choć złamany grosz? Jeśli znalazłby się taki ktoś, to zgarnąłby niezłą sumkę. Brodaty Simon zastosował patent Rubena Plazy. W odpowiednim dla siebie momencie odjechał na solo z ucieczki. I tak jak wczoraj Plazę gonił i nie dogonił Sagan, tak dziś Simona nie dogonił Andrew Talansky. Och Garminy - było blisko.
Tejay van Garderen - wycofał się z wyścigu. Tak, tak....ma chłopak pecha.
Kwiatek też zresztą wycofał się w trakcie dzisiejszego etapu.
Piękny Alechandro wskoczył na pudełko i już na nim pozostanie.
Bercik - kraksa.....strata. Miejsce zachował 5, co najwyżej może przeskoczyć Gerainta. Ale Geraint jedzie jak natchniony i w sumie nr 4 jest jak najbardziej zasłużony.
Top 10 po 16 etapach:
Czy tu się jeszcze coś zmieni?
Etap 18 Gap - St.Jean de Maurienne
23.07. 2015 Romain Bardet => Christopher Froome
Etap 19 St. Jean de Maurienne - La Toussuire Les Sybelles
24.07.2015 Vincenzo Nibali => Christopher Froome
Jeśli kiedyś ktoś, gdzieś otworzy kronikę TdF z roku 2015, to zobaczy pod zapisem z etapu 18, odciśniętą pieczęć z napisem "Enzo tu był".
Tu był, tu jechał, tu wygrał. Nie zapomniał jak się wspina, ani jak się zjeżdża. Dzisiejsze zwycięstwo etapowe, jest tak na osłodę, bo na podium szans nie ma. Jutro, na Alpe d'Huez, piękny Alejandro prędzej wyrwie sobie wszystkie żyły i tętnice, niż odpuści uroczemu Włochowi podium.
No więc dzisiaj jest tak:
Pierwsze 2 miejsca - są zabetonowane, Valverde bronić będzie nr3, jak niepodległości. Enzo, dzięki dzisiejszej szarży wskoczył z niebytu na dobre, 4 miejce.
Bercik, zważywszy okoliczności, czyli w nogach Giro, również na dobrym, 5 miejscu. Wstydu nie ma.
Robert i Jumbo Jety - dobra jazda. 6 miejsce, brałabym w ciemno przed TdF.
MFrank - to niespodzianka. Jeden dobry etap, potem zwyżka formy - no i brawo - jest 7 miejsce.
Bauke - mógłby być 7, ale 8 miejsce dla prawie niewidocznych na tym wyścigu Treków, to i tak sukces.
Na koniec dwóch Francuzów, obaj dzięki ucieczkom trafili do Top 10 GC. Roman, w pakiecie z wczorajszym zwycięstwem, może zaliczyć TdF do udanych. Pierre zaś dzisiaj chciał powtórzyć patent Bardeta i wielu innych przed nim (samotna jazda, najczęściej z nieściganej ucieczki) i gdyby żarłacz z Mesyny się nie zawziął na wygraną, to Roland miałby dużą szansę na etapowy sukces.
Etap 20 Modane - l'Alpe d'Huez
25.07.2015 Thibault Pinot => Christopher Froome
Przystojny i rezolutny Francuz nie mógł sobie wymarzyć lepszego miejsca na odniesienie etapowej wiktorii. Wygrać TU jest prawie takim samym zaszczytem, jak dla zjazdowca zwycięstwo w Kitzbuchel (dla wielu ważniejsze niż MŚ).
Brawo dzielny i nieustępliwy TiboPino!
Przez chwilę miałam nadzieję na to, że może uda się ta sztuka Hesdżedalowi, no niestety....i on i Garminy odjeżdżają z Francji "with nothing". Szkoda, ale cóż poradzić.
Wiele już wiadomo. Kris w żółtym i w grochach, Peto w zielonym, Q w białym, Movistary drużynowo.
Sprawiedliwie można by rzecz, chociaż koni, chociaż koni, chociaż Contadora żal...
Sam zainteresowany rzekł, że nie jest niemożliwe wygranie giro i tdf w jednym roku, ale bardzo skomplikowane. Cóż, mimo wszystko śmiem wątpić. Bercikowi ta sztuka nie udała się ani 4 lata temu, ani tym roku i nie uda się już nigdy. Jest to jednak niemożliwe, tym bardziej, że teraz grand toury jeździ się w szybkim tempie od początku do końca nie ma zmiłuj i na dodatek trzeba być czujnym od pierwszego dnia. Nie wystarczy już nie przegrać na pierwszych etapach. Przykład Froome'a, czy Nibalego z ub. roku pokazuje, że tour wygrywa ten, który na tych początkowych, teoretycznie łatwiejszych etapach - zyskuje.
A potem przy wydatnej pomocy teamu kontroluje przebieg wyścigu. To mordercza praca.
W Top 10 jedna zmiana, ale jakże radosna - BaukeM wskoczył na 7 miejsce, spychając MFranka na 8.
Gdyby tak jutro jeszcze Peto wyśmigał "jedynkę" na Polach Elizejskich, to można by rzec, że dzieło sprawiedliwości dziejowej się dopełniło.
Ciekawe, co na to gorylek i gnom?
HA!
Etap 21 Sevres - Paris
26.07.2015 Andre Greipel => Christopher Froome
środa, 15 lipca 2015
102 Tour de France etapy:11, 12, 13, 14, 15
Etap 11 Pau - Cauterets
15.07.2015 RAFAŁ MAJKA => Christopher Froome
Rafał Majka Rafał!. Col du Tourmalet wzięte na solo i kolejny wygrany etap na TdF. No brawo! Mamy kolarza i mamy górala. Alleluja :) i do przodu.
W dziesiątce przetasowań wielkich nie było, może tylko takie, że na 10 miejsce wskoczył BaukeM.
Etap 12 Lannemezan - Plateau de Beille
16.07.2015 JRodriquez => Christopher Froome
Piekielna góra pożarła dziś naszego odważnego jeźdźca pana Michała.
Kwiato, aby poszukać lepszej formy, zabrał sie dziś w duży odjazd. Nic to, że etap 12 jest jednym z dwóch najtrudniejszych w tegorocznym TdF. Michał, jak to Michał, gorąca krew, której nawet ulewny deszcz nie schłodził, nie kalkulował, że trudno będzie, że w ucieczce lepsi wysokogórscy wspinacze jadą, że on właściwie w tej grupce raczej treningowo miał jechać. No i stało się to, czego można było się spodziewać po naszym charakternym mistrzu świata :) Razem z Seppem (też góral z niego nizinny raczej) odjechali z ucieczki.
Pierwszy padł SeppV.
Michała, gdzieś na 8 km przed metą dopadł dzisiejszy zwycięzca, a potem minęło jeszcze wielu innych.
Widać, że Michał chciał i chce wygrać! Żółta Rybko, zmieniam życzenie - poproszę o wygrany etap w TdF dla mojego ulubionego kolarza. Spisz się kochana, bo to wyjątkowo sprawiedliwa nagroda byłaby, ever!
Od jakiegoś czasu mam nieodparte wrażenie, że Winokurow nie lubi Nibalego. Rok temu, przed TdF głośno łajał Enzo za brak wyników, a przed dzisiejszym etapem zdegradował go, awansując na lidera zespołu Kubusia Fuglsanga. Ogólnie Kubuś jest całkiem fajnym gościem, dzisiaj był na mecie numerem 2, no ale to nie o niego przecież chodzi.
Publiczne oświadczenie, że teraz naszym liderem jest Kubuś, który ma stratę do Frooma - 13.33, podczas gdy Enzo traci 7.47, ma na celu przede wszystkim upokorzenie Enzo. Tego się nie robi ubiegłorocznemu zwycięzcy. Winokurow pokazał brak klasy. Nazwałabym to zwykłym buractwem. Wrrr...
Etap 13 Muret - Rodez
17.07.2015 Greg van Avermaet => Christopher Froome
No Greg - dałeś radę! Wytrzymałeś długi finisz pod górkę mając za sobą samego Peto! Dobra robota.
A Peto do tytułu mistrza second place może dodać jeszcze mistrza jazdy na kole. Często tak dobrze się mu na nim pomyka, że zapomina z tego koła wyjść. I zafiniszować. No nie wiem, chyba wesołemu Peterowi nie starcza...hm..nazwijmy to oględnie - sportowej inteligencji :D
Etap 14 Rodez - Mende
18.07.2015 Stephen Cummings MTN Qhubeca => Chris Froome
Vivat Steve Cummings! Vivat MTN Qhubeca! Vivat Mandela Day! Vivat Africa!
Dzisiejszy finisz był jednym z najbardziej nieoczekiwanych na tym tourze, jak i niespotykanych w ogóle. Kiedy było niemal pewne, że walka o zwycięstwo rozegra się pomiędzy Pinot a Gardet, zza ich pleców wyłonił się SCummings, lat 34.
Minął całkowicie zaskoczonych młodych Francuzów i pewnie sięgnął po swój pierwszy wygrany etap na TdF i pierwszą wygraną dla MTN Qhubeca, a wszystko to w święto narodowe Afryki, zwane Mandela Day. Nie mogło się piękniej zdarzyć.
Steve Cummnigs pojechał dziś Z GŁOWĄ, a nogi go nie zawiodły. Wiedział, że w ucieczce są lepsi górale od niego. Wiedział, że Francuzi będą chcieli za wszelką ceną wygrać ten etap. Nie zaatakował na podjeździe, słusznie zakładając, że z Pinot i Bardet nie ma większych szans. Wykorzystał swoje umiejętności w jeździe na czas, pojechał swoim tempem. W końcówce, gdy teren się wypłaszczał, udało mu się tak rozpędzić, że łatwo minął zdumionych rywali i na kresce był pierwszy.
Za plecami dzisiejszych finalistów, możni tego wyścigu próbowali powalczyć o swoje cyfry. A właściwie jeden z nich - Q. Jednakże na kole usiadł mu Kriss i dowiózł się tak do końca etapu. Jednakże na finiszu wychodząc z koła pokazał, że to on jest Nr1 tegorocznego touru.
Alberto! W ogóle się nie przejmuj tym, co ludzie gadają! Oczywiste jest, że musisz czuć trudy Giro i nie jest to żadna wymówka! Spoko. Dziś nie pojechałeś za Q. i F. ale suma summarum wskoczyłeś na 5 miejsce w GC (Geraint zleciał na 6). I powiem tak, to 5 miejsce, to jest po pierwsze bardzo dobra lokata, której trzeba bronić. Więcej ugrać można by było tylko pod warunkiem, że Tejay się gdzieś po drodze rozpadnie. No, ale bez przesady, tego chłopakowi nie życzymy ani przez chwilę, więc trzeba brać owe 5 miejsce, co radzi Ci szczerze oddana Ida L. oraz, mam nadzieję, to samo do ucha szepcze - Peto S.
xp
Etap 15 Mende - Valence
19.07.2015 Andre Greipel => Chris Froome
To już pewne - Top Gun TdF 2015 nazywa się Andre3E. Trzeci wygrany etap, rekordu Cav'a wprawdzie nie pobije (pamiętne 5 paluszków), ale jak pierwszy wbije na kreskę w Paryżu, to zrówna się z Marcelem. Rok temu był drugi, więc w tym roku jest zdecydowanym faworytem.
Francja jest urzekająco piękna. Z każdym oglądanym tourem utwierdzam się w tym twierdzeniu.
Peto Sagan to najbardziej zarobiony człowiek w peletonie. Jest więc (chyba) najczęściej pokazywanym kolarzem. W ucieczkach, na premiach, na metach, podczas zmiany koła, roweru, rozmowy z kolegami, posiłku, pobieraniu bidonu, wyrzucaniu bidonu, na podium, w wywiadzie, na końcu peletonu, w rozmowie z Olegiem..... Kamerzyści wprost jeżdżą mu po piętach. I w przenośni i (tak jak dzisiaj) niemal dosłownie.
Tym samym jego wartość reklamowa osiągnęła ponadprzeciętny poziom.
Subskrybuj:
Posty (Atom)