Światek zawodowego boksu. Jest i luksusowo i obskurnie. Z obowiązującym zestawem postaci:
=> mądry, ludzki, podstarzały i po przejściach: Forest Whitaker,
=> bezwzględna szuja, która wyciągnie z ciebie i ostatnie 50 centów: Wiadomo Kto ;),
=> ktoś komu zawsze publicznie podziękujesz odbierając nagrodę: Rachel McAdams,
=> ktoś na kim ci zależy bezwarunkowo: Oona Lawrence
oraz
=> karta, która czasem żre, ale częściej długo nie idzie.
Boks. Można lubić lub się wzdragać. TU trzeba lubić. Sceny walk bokserskich sfilmowane są bardzo realistycznie. Brutalnie. To mocna strona filmu. Podobnie jak muzyka i zdjęcia. Jest energetycznie i emocjonująco, chociaż przewidująco. Ale nie chodzi o to, by zgadywać zakończenie, ale aby wciągnąć kolejną historię o odradzającym się z popiołów Feniksie. Ładnie opowiedzianą i zagraną.
Nie wiem, czy Do utraty sił otrzyma nominację do Oscara. Być może.
Być może otrzyma ją Whitaker, lub/oraz Antoine Fuqua. I być może jeszcze ktoś.
Powinien zaś Jake Gyllenhaal
Zamiast glizdowatego Louisa Blooma jest potężny Billy Hope. Z obitą twarzą. I sercem. Twardziel z mocną psychiką, który z martwych powstał, winy odkupił i po życiowym knockdownie do żywych powrócił.
Od pierwszej sceny trzyma widza w garści i bez trudu kładzie na łopatki.