Początek lat 60-tych. Trochę Nowego Jorku, trochę Berlina wschodniego i odrobinę zachodniego. Szpieg na szpiegu, szpiegiem poganiany. Akurat udało się złapać jednego takiego, który szpiegował nie wiadomo co, kogo i jak... ale tak właśnie zaczął się opowiadać ten film.
Noooo... ale jest na bogato i bardzo oscarowo. Spielberg, bracia Cohen,
Janusz Kamiński, dzielne amerykańskie chłopaki z Tomem Hanksem na czele i pogodne zakończenie.
Mamy scenografię, kostiumy i rozdzierającą serce w odpowiednich
momentach, muzykę Thomasa Newmana.
Znawcy najwięcej szans dają Zjawie, której nie mam zamiaru oglądać, więc muszę znaleźć sobie innego faworyta. No dobrze, niech będzie to Most szpiegów. Czego się nie robi dla poczciwego Toma H. Film ma 6 nominacji, czyli o połowę mniej niż Zjawa (ale akademia kocha Inarritu, więc nie dziwi nic). Ciekawa jestem, ile z nich przeistoczy się w statuetki.
Idaranking:
5/6