wtorek, 14 maja 2013

Giro d'Idalia e10 e11 e12 e13 e14 e15

Etap  10    Cordenons - Montasio  167km

Wysokie góry po raz pierwszy. Finisz na podjeździe. Zmiany w klasyfikacji generalnej.

 Zwycięzca 10 etapu :  Rigoberto Uran Uran => należała się mu ta  wygrana, jak psu zupa. Podziwu godne z jaką łatwością tego dokonał. Tym samym wskoczył na 3 miejsce w GC.
Aktualny lider :  Vincenzo Nibali.
Biała koszulka : Rafał Majka => plus 10 pozycja w top 10.
Straty :  Wiggins , Gesink, Scarponi (któremu do pomocy wycofany został Niemiec)  oraz Ryder Hesjedal ( 20 minut straty do Urana), spadek na 33 pozycję oraz pożegnanie się z marzeniami o powtórzeniu sukcesu sprzed roku. Szkoda, ale cóż bywa i tak.
Najlepsza 10 po 10 etapach: Nibali, Evans, Uran, Wiggins, Gesink, Scarponi, Santambrogio, Niemiec, Pozzovivo, Majka.   Dwóch Polaków w pierwszej 10-ce Giro.  Brawo!

Etap 11   Tarvisio - Vajont (Erto e Casso)    182 km

Niższe góry. Duża ucieczka. Upamiętnienie ofiar katastrofy zapory Vajont w 1963 roku.

Dzisiejszy etap oglądałam razem z Witem, jedynym znajomym, który patrząc w ekran TV nie mówi jęcząc : " o matko, jeszcze 30 kilometrów ?!", podczas  gdy ja smucę się, że połowa Giro już za mną.
Zwycięzcą 11 etapu został Ramunas Navardauskas, co mnie bardzo ucieszyło, bo każde  zwycięstwo Garminków  raduje duszę mą :). Była to też  osłoda dla tego teamu po tym, jak Ryder zaczął  "jechać do tyłu" i właściwie jedyne nad czym się teraz zastanawiam jest to, czy ukończy Giro, czy też wycofa się wcześniej.
Enzo nadal 1, Przemek 8, a Majka spadł oczko niżej, więc jest 11.
Taylor Phinney po ataku alergii, gorączce itp. wlecze się w ogonie peletonu. Tegoroczne Giro zupełnie nie jest dla niego i ogóle nie powinien w nim wystartować. Ale cóż, jak się jest, jak to niektórzy w TV powiadają, "pół Włochem", no toż to wtedy  obowiązkowy mus.   ; ) 
                             Nunas na podium.  Gratulacje!   Jesteś wielki!

Etap 12    Longarone - Treviso 134 km

Krótki, płaski etap w deszczu. Problemy Wigginsa. Nudy na trasie i w studiu Eurosportu.

Kłopoty Bradleya to jedyne wydarzenie dzisiejszego dnia. Ale i tego można się było spodziewać, bo taki obrazek obserwujemy na każdym deszczowym etapie. Pogoda sprawiła, że mokre tegoroczne Giro wyjątkowo Wigginsowi nie leży. Wyleciał z top ten, do którego wskoczył Majka, a Niemiec przesunął się na 7 pozycję.  Super chłopaki z sąsiedztwa  :)
Etap wygrał, obstawiany w ciemno przez największych leszczy typu Wit => Cavendish.
Ale tak patrząc na pierwszą dziesiątkę finiszujących zawodników,  to nie miał chłop z kim przegrać. Warto więc było moknąć, aby sięgnąć po łatwe zwycięstwo.  Setne już.  

Etap 13    Busseto - Cherasco 254 km

Wycofanie się Wigginsa i Hesjedala. Długi, płaski etap. Status quo zachowane.

  Po przestudiowaniu profilu dzisiejszego etapu Wit stwierdził, że nie będzie oglądał powtórki z wczorajszego dnia. No i stało się coś niewyobrażalnego! Odpuściłam sobie transmisję z Giro i zamiast oglądania kolejnej wygranej Cavendisha ( Litości! Ileż można!), poszłam pojeździć na rowerze.
Cavendishowe ego po tych wszystkich wygranych przerosło już Galibier. Zaczął filozofować  w stylu, że on już nie tyle wygrywa, co nie przegrywa. 
Tak więc teraz taki Viviani, Buahanni, Ferrari, czy inny Modolo może na mecie, z ręką na sercu powiedzieć :  "...Cavendish ze mną nie przegrał ! Uff, co za ulga!..." ;(
Ech Tyler, gdybyś był w swojej dobrej formie na, np. najbliższym TdF i dokopał  małemu gnomowi tak, aby po każdym sprinterskim etapie powtarzał jak mantrę : przegrałem z Farrarem, przegrałem z Farrarem.....przegrałem z Farrarem.....itd.
Rozmarzyłam się...
Na szczęscie jutro góry i "wielkie ego" będzie się wlokło w grupetto. 

Etap  14   Cervere - Bardonecchia 168 km


 Fatalna pogoda. Skrócony etap. Brak relacji live. Nibali umocnił 1 pozycję. 

Wit spał, a ja czytałam książkę...
A miał to być jeden z ciekawszych etapów na Giro.  Miał..
Eurosport najpierw wyświetlił skróty poprzednich etapów, potem watts, a potem pseudotransmisję  li tylko z wjazdu kolarzy na metę.  Etap wygrał Mauro Santambrogio z Vini Fantini, jadący bardzo dobry tour (4 pozycja w GC). Drugi był Enzo, który wcale się z rodakiem nie ścigał. Powiększył za to przewagę nad Cadelem i resztą stawki. Uran przybliżył się do Cadela. Trzeci na mecie Betancur ma tylko 7 sekund straty do Majki w young rider. Stracił i to sporo  ( 4 minuty) mój czarny koń - Gesink. Wyleciał z top 10, tym samym Niemiec jest 6, a Majka 8.  Wot moładcy!
A tak w ogóle i w szczególe, to chciałabym, aby Giro wybrał Nibali. A dlaczegóż to?
 A bo go lubię. Nie gwiazdorzy, nie napina się, głupot nie gada. Jedzie równo i pewnie, atakuje. A na dodatek  :)  ładny chłopak z niego. 
Forza Enzo!
  
Etap 15     Cesana Torinese - Col du Galibier  149 km

Zawirowania wokół długości etapu. Podjazd pod mityczny Col du Galibier w śniegu i zimnie. 

Najpierw obcięto długość etapu do 60 km. Potem zmieniono decyzję i skrócono tylko sam podjazd pod Galibier o trochę ponad 4 km.
Pogoda przeniosła się ze słonecznej Italii do....Polski. U nas upały, a tam zimny i deszczowy polski maj. W górach zaś śnieg i przenikliwy chłód. Ponoć nawet najstarsi kolarze nie pamiętają takiego Giro.
Etap wygrał Giovanni Visconti z Movistar, ale emocji dostarczyła piękna jazda Polaków, zwłaszcza w końcówce etapu. Zaatakował  Rafał Majka, chwilę potem dołączył do niego Przemek Niemiec ( miodzio), no i niestety Carlos Betancur  ( łycha dziegciu). Finiszującego Niemca na kresce objechał jednak Betancur. Niemiec był więc 3, a Majka 4 i niestety stracił maglia bianca. W GC bez zmian, na czele Nibali, Przemek 6, Rafał 8 i rozdziela ich Betancur, który wygląda na naprawdę silnego. W końcówkach potrafi wykrzesać z siebie więcej "świeżości"
Po emocjach dzisiejszego etapu, trzeba sobie zaaplikować coś na uspokojenie. Wczoraj odbył się finał imprezy pod nazwą Eurowizja. W morzu kiczu, plastiku i rozmaitych podróbek, zdarza się znaleźć coś fajnego. Piosenka, która wpadła mi w ucho niestety nie wygrała. Zajęła dopiero 10 miejsce.  Wyciszająca muzyka, akurat do słuchania przed snem.  Słów niestety nie rozumiem, bo Bye Alex  śpiewa w języku, którego zupełnie nie obczajam, a mianowicie po węgiersku :). Co też jest pewnego rodzaju miłym wyjątkiem. Zdecydowana większość wykonawców zapiewa po angielsku. A szkoda.

A więc Bye Alex  i Kedvesem