sobota, 4 maja 2013

Giro d'Idalia e01 e02 e03 e04 e05

Etap 1.  Napoli-Napoli

        Chociaż Neapol wygląda o niebo lepiej z telewizyjnej kamery (zwłaszcza ujęcia z helikoptera), niż na żywo, to po 160 km rundek  wzdłuż  zatoki zaczęło mi się kręcić w głowie.
       Etap wygrał ten, na którego stawiali wszyscy, czyli Cav.  Mały gnom poradził sobie (łokcie poszły w ruch, a jakże) z zajeżdżającym mu drogę Nizzolo, odpalił petardy w krótkich nóżkach i na finiszu objechał Vivianiego.  Orica, ładnie wyprowadziła na pozycję M.H. Gossa, ale temu 35 m przed metą odcięło mu prąd (jazda pod wiatr). Ostatecznie był 5-ty.
     John "Donkeykong" Degenkolb, podobnie jak  Hunter oraz  "driftujący" za nim  Phinney,  w końcówce etapu utknęli w kraksie  i już nie dociągnęli do finiszującej grupki. Wściekły Hunter stwierdził później, że gdyby Modolo miał choćby pół mózgu i współpracował z nim, to prawdopodobnie udałoby się im do niej dojść. Ten Robbie to ma charakterek. Zbójecki.

Na różowo jedzie wiadomo kto.  Wrrrrrr....bo nie zdzierżę....

Zdecydowanie  bardziej wolę tego pana w koszulce lidera :
            
                                        Ryder przed dzisiejszym etapem


I mam nadzieję, że jutrzejszy TTT  wygra  BMC i maglia rosa założy Ptasior :)
Daj Boże...

Etap 2  Ischia TTT

 Wielu kolarzy przyznaje, że najbardziej stresują się przed drużynową czasówką. Strach, aby nie być tym, który zawalił jest naprawdę duży. TTT rozegrany na półwyspie Ischia był bardzo trudny technicznie. Pagórki, zakręty, wiatr, no i upał. Było ciężko. Najlepiej poradziła sobie  (a jakże) grupa Sky. 

Dyliżans Bradley'owy wyprzedził Movistar i Astanę. Słabo pojechał  BMC - 12 miejsce, Radioshack 14, Garmin 7, Lampre 6, a Majkowy Saxobank dopiero 15.  OPQS - 17-ty, co oznacza, ze Mareczek różowego już na tym Giro nie założy.
Nowym liderem został mało znany włoski kolarz  Salvatore Puccio, drugi jest sir Wiggins. 
Obaj oczywiście z tego teamu :


  Etap 3   Sorrento -  Marina di Ascea  222 km

Długi etap, ale organizatorzy zadbali, aby kolarzom się nie nudziło. Podjazdy, trudne zjazdy, wąskie dróżki, zakręty itp.
Było więc trochę "stłuczek", wymian rowerów i tym podobnych kolarskich przypadłości. Gdy wydawało się, że etap się jakoś tak, bez żadnych emocji dotoczy do mety....Ryder Hesjedal postanowił sprawdzić czujność organizacyjną liderów i ich pomocników.  I wszystko się przetasowało. Udała się ucieczka na solo Luce Paoliniemu z Katiuszy, który ustrzelił dubleta : zwycięstwo etapowe + maglia rosa. Brawo.
Za plecami niespecjalnie śpieszącego się do mety Włocha rozgorzała walka o kolejne miejsca, a dokładnie o cenne sekundowe bonifikaty.
Z niebytu wyłonił się Cadel Evans. Trochę zapomniany już mały rycerz z Australii zajął II miejsce. Aby tego dokonać musiał najpierw dojść uciekających  konkurentów, co może oznaczać, że nie przyjechał na Giro li tylko turystycznie. Oby.
No, a o III miejsce walczył do końca i skutecznie bohater dzisiejszego etapu - dzielny Ryder.
Cmoki od Idy :)
Wszyscy mówią, że zapłaci za dzisiejsze harce. Mam nadzieję, że tak się nie stanie. Hesjedal, chociaż często nie doceniany, na pewno nie jest jeźdźcem bez głowy. Martwią mnie tylko te Garminy, coś takie jakieś  gamoniowate są.. Pocieszam się, że to dopiero początek Giro, więc może jeszcze się ogarną. 

Etap 4   Policastro - Serra San Bruno     246 km

Przejazd przez  Kalabrię, wzdłuż dzikich i pustawych plaż Morza Tyrreńskiego. To jeden z biedniejszych regionów Włoch. Za to jest tu taniej,  turystów nie za wielu, a na plażę wzorem niektórych lokalsów można wjechać samochodem :)
Mijane przez kolarzy lotnisko w Lamezia Terme obsługuje głównie czartery, ale przylatuje tu również Alitallia.  W kameralnym wnętrzu hali lotniska można wypić kawę w towarzystwie...pilotów tejże włoskiej linii. 
Dzisiejszy etap tak naprawdę - do zapomnienia. Baaardzo dlugi z deszczową końcówką.
Na finiszu (z peletonu)  najszybszy był kolarz z grupy Bardiani - Enrico Battaglin . Liderem pozostał, płaczący po wczorajszej wygranej,  36-letni Luca Paolini. (wiceliderem  Uran )
W końcówce zagubił się sir Bradley i dlatego spadł z 2 na 6 miejsce i ma taką samą stratę do lidera co Ryder, który  pojechał dziś bardzo czujnie. Na mecie był 8. Odrodzony Cadel po nieudanym TTT, ale dzięki dobrej jeździe wczoraj i dziś ( 6 na mecie) jest w GC   10-ty.
A to z kolei oznacza, że Evans wszedł do gry i trzeba się z nim liczyć.  

Etap 5  Cosenza  -  Matera   203 km

Meta dzisiejszego etapu usytuowana była w jednym z najstarszych miast na świecie. Warto  odwiedzić Materę nie tylko dlatego, że jest wpisana w rejestr zabytków UNESCO ( ale co nie jest? zwlaszcza we  Włoszech), ale z powodu niezwykłego, magicznego klimatu. W  najbardziej zabytkowej części, gdzie znajdują się  słynne sassi ( domy wykute w skale) Mel Gibson kręcił  "Pasję", a Matera "grała" Jerozolimę. I nawet w lipcu jest tu kameralnie, czyli bez dzikich tłumów turystów.
 Etap niby płaski, ale wystarczyły dwa podjazdy w końcówce, aby grono sprinterów trochę się przerzedziło.  O zwycięstwie zdecydował ostatni kilometr, a właściwie moment, w którym jadący na 3 pozycji zawodniki Agros Shimano  wychodząc z ostatniego zakrętu  grzmotnął solidnie o glebę.  Prowadzący wtedy peleton zawodnik grupy Bardiani - Marco Canola niespodziewanie został sam, więc bez namysły rzucił się do ucieczki.. Był taki moment, gdy ze skrótu kamery widać było mocno już zmęczonego i ciągle oglądającego się za siebie Włocha, a za nim sylwetkę wściekle goniącego go zawodnika w białym stroju Agros Shimano. Tak, to był idący " w trupa" w baardzo długim finiszowym sprincie  John  Donkeykong Degenkolb .  No, ujechał  się dziś do cna,  ten  przesympatyczny, obdarzony  najszerszym i najszczerszym uśmiechem w peletonie, niemiecki sprinter.  Brawo John! Bardzo się cieszę.



                                      Donkeykong na mecie 5 etapu Giro w Materze

                                                                 Like it  :)))))  x 10 000


Liderem nadal Paolini, który jedzie swój Grand Tour życia. 

PS. Komentatorzy Eurosportu, mimo wszystkich swoich zalet, wykańczają mnie tymi pseudo rozmowami na Fejsbuku. Cholery można dostać słuchając po raz n-ty odpowiedzi na te same, często naprawdę banalne  pytania, w kółko te numery polskich zawodników i inne pierdoły. No like :(