sobota, 10 maja 2014

Giro d'Idalia 2014 etapy: 1,2,3,4,5,6,7

Dzień 8   Frosinone - Foligno    Nacer  Bouhanni =>  Michael Matthews


Dzisiaj w studiu gościł długo wyczekiwany przeze mnie Daniel Marszałek. Wreszcie dużo było o kolarstwie i jeździe na rowerze, a mniej paplaniny, internetu i liczenia lajków. Ale u  prześwietnych, stałych komentatorów Eurosportu najbardziej irytuje mnie wykorzystywanie mikrofonu do kreowania własnej wizji kolarstwa. Zbyt często osobiste sympatie i antypatie przedkładają się nad obiektywną relację i ocenę sytuacji.  Okropna, dyskwalifikująca rzetelnego dziennikarza maniera.
 


Biedny Giacomo Nizzolo walczy jak lew, ale ciągle jest o włos ( dwa razy drugi i raz trzeci) od wygrania etapu.
 Dzis Tyler świetnie. Mimo defektu zdołał dojść do czoła i na kresce był 6! Świetnie! Jupi jup!

Dzień 7 Sassano - Montecassino    Michael Matthews =>  Michael Matthews

Imponuje mi Michael Matthews. Piąty etap na różowo i to nie  dlatego, że inni mu odpuszczają, ale dzięki swojej czujnej i świetnej jeździe. Dzisiejszy etap klasyfikowany jako średnie góry, z metą na wzgórzu Monte Cassino, wygrał kolarz jadący w maglia rosa. :)



Gratulacje od Idy, potomkini żołnierza, który tam walczył, szczęśliwie przeżył i wrócił do kraju :)


Gruzy tym razem nie były widziane  na szczycie, tylko ok.10 km przed metą. W wyniku okropnej kraksy (mokro i ślisko), w której uczestniczyło wielu kolarzy, z  Giro wycofali się m.in: G.Caruso, Angel Vicioso, Janez Brajković., Brett Lancaster, a jeden z faworytów do wygrania całej imprezy -  J.Rodrigez dojechał z 7 minutową stratą, 2 złamanymi żebrami i kciukiem, więc jutro pewnie nie wystartuje do następnego etapu. No to się Katiusza posypała i  przebiła  Garmin w stratach
( Tyler i Cardoso  również ucierpieli,  na szczęście jest OK :)


Cadel Evans mnie zastanawia. Jest zbyt aktywny jak na pierwszy tydzień dużego touru. Albo jest tak mocny ( chociaż 2 razy przegrał końcówki), albo  wręcz przeciwnie. Dzisiejsze spekulacje, jak zwykle zweryfikuje 3 tydzień.

Dzień 6  Taranto - Viggiano    Diego Ulissi  =>  Michael Matthews



Dzisiaj Tyler był w ucieczce. Historyczny moment, bo nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek widziała go w takiej roli. Nie był to jednak przypadek, bo oprócz niego uciekali też  tacy sprinterzy, jak Swift i Viviani. A i Wegmann coś tam  wcześniej napomykał.

                                      Garmin na przedzie to Fabian, Garmin z tyłu Tyler

Ucieczka, niestety, nie dojechała do mety. W finiszu pod górkę Ulissi dał radę m.in. Rodrigezowi, Uranowi, Majce i Cadelowi, co mnie trochę zaskoczyło. A Włochy się cieszą.

--------------------------------------------------------
A w Kaliforni wczoraj świetnie. Mount Diablo w pięknym stylu zdobył Rohan (tym samym wyciągnął Vaughtersa z depresji w jaką wpadł po fatalnym Garminowym TTT na Giro). Lawson 3! Adam Yates 4, a Johan Esteban Chaves 8, co oznacza, że kolarska młodzież, na kresce, pokazała  majestatycznemu sir Bradleyowi tylną część ciała. Brawo dzieciaki! Gonić "dziadków" :)


Dzień 5    Giovinazzo -  Bari       Nacer  Bouhanni =>  Michael Matthews


 
Etap bez historii. Największym wydarzeniem było wycofanie się z wyścigu, powodu przeziębienia, złotowłosego M. Kittela. Hmm "klątwa Idy" znowu działa. Nie mogę kibicować tym, których lubię, bo zaraz się im coś złego dzieje. :(


Wczoraj Marcel dziękował Tomowi Stamsnijderowi, a dziś podziękował Giro. Szkoda wielka.
______________________________________________
Ciekawiej jest póki co w Kalifornii. Wczoraj w TT Rohan 2, Taylor 3, a Lawson w białym trykocie.
Młodzież do boju!

Dzień 4  transfer z bombowego Dublina na Płw. Apeniński

Jutrzejszy 112 km etqp rozpoczyna się w cudnym Giovinazzo, a kończy w Bari. To oznacza, że Giro na włoskiej ziemi rozpocznie się w mojej ulubionej prowincji - Apulii.
Kolarzy raczej to miejsce nie zainteresuje, ale turystów jak najbardziej.
                    Niezwykła restauracja w grocie.


                                                       Polignano of course!
                                                       
                                                       more =>  Grotta Palazzese

Dzień 3    Armagh - Dublin   Marcel Kittel  =>  Michael  Matthews

Cytat dnia  ".Kiedy się wygrywa, nie można stawać się aroganckim, mówić, że łatwo się wygrywa."      M.Kittel
No i jak tu go nie kochać?



Szczególnie w zestawieniu z wypowiedziami pewnego sławnego sprintera - cyt. z pamięci: " Ja nie tylko wygrywam, ja już po prostu nie przegrywam!"
Dzisiejszy dzień był bliźniaczo podobny do wczorajszego, z jednym wyjątkiem. Źle rozprowadzony Kittel zaatakował z dalszej pozycji. Wydawało się, że nie da rady, jednak  na kresce był minimalnie lepszy od Swifta. Ujechał się chłopak do spodu, ale dzięki temu finisz był pasjonujący.
A wygrywaj Marcelku, wygrywaj i nie żałuj sobie. TdF już za niedługo i z niecierpliwością czekam, aż skopiesz  tyłek Kawendiszowi.
A sąsiedzi zza zachodniej granicy powinni czym prędzej włączać Ojroszporty. Fajnego chłopaka macie, wiele krajów wam  zazdrości, więc do kibicowania marsz.

Tyler dziś 10-ty. Good, zważywszy, że zdany jest prawie wyłącznie na siebie.


Dzień 2    Belfast-Belfast      Marcel Kittel =>     Michael Matthews

Nuda na etapie + radosne trajkotanie red.A.P. w studiu  =  poobiednia drzemka.
Oprócz deszczu, zielonych irlandzkich pastwisk i zwycięstwa uroczego niemieckiego blondaska (który tym samym dołączył kolarzy, którzy zwyciężali we wszystkich 3 wielkich tourach => co było tylko i wyłącznie kwestią czasu),  w pamięci zapisał mi się jeszcze długo dziś uciekający Maarten Tjallingi. Tyler 10-ty. (może być, na wiele więcej nie liczę).


PS.  "Redachtora"  Probosza bardzo proszę, aby łaskawie odwalił się od Tylera F!  I nie cytował we wszystkich relacjach  "mądrości " Petacciego ( specjalista od liczenia upadków się znalazł! Księgowy póki co jest jeden i nazywa się Contador :).  Amen.

 Dzień 1    TTT Belfast             Orica GreenEdge       => Svein Tuft

Drużynową czasówkę wygrały wesołe ogry z Australii, a wypchnąwszy na mecie Sveina Tufta zrobiły mu piękny prezent urodzinowy w postaci maglia rosa. Fajny team, chyba najbardziej zgrana kapela w peletonie ( vide żółta koszulka dla Daryla, od Gerro).
Pięknie miało być też w Garminach, ale cóż...znowu w życiu mi nie wyszło i Irlandia dla Irlandczyka okazała się być macochą.
Dan Martin jadąc w środku grupy wyrżnął o glebę i pociągnął za sobą Fernandeza, Haasa i Cardoso. Straty w ludziach: Martin  zlamany obojczyk (out), Koldo również out ( Tyler został bez pomocnika, ale cieszę się, że w ogóle jedzie). Cardoso i Haas na szczęście jadą dalej.


               widowiskowa i brzemienna w skutkach klapa Garminów