sobota, 5 lipca 2014

101 Tour de France 2014 etapy: od 1 do 7

Etap 7   Epernay - Nancy   Matteo Trentin =>  Vincenzo Nibali

                                          Kraksa za kraksą

Coraz więcej kolarzy w plastrach i bandażach. Niemal każdy leżał już przynajmniej raz. Deszczowa aura, wiatry, płaskie etapy jechane na dużych prędkościach, nieustabilizowana klasyfikacja generalna.. I lista ofiar powiększa się z etapu na etap. Te ciągle pokazywane cmentarze jakoś wpisują się w niewesołe wieści z wielu ekip.

                   Kolejna grupa Laokoona, czyli kraksa nr tysiąc pięćset sto dziewięćset

Patrzę na Pita i myślę skąd ten gość ma tyle siły. Trentin, który wygrał dziś z Pitem na centymetry, powiedział po etapie, że za dzisiejszy wysiłek na finiszu przyjdzie mu zapłacić jutro. A Pit, gdyby nie jego ucieczka z peletonu w końcówce pewnie nie dałby szans Trentinowi.  I tak jest od siedmiu dni. Niewiarygodne.
W szarżę sprinterskich zabijaków zaplątał się dziś Pitbull Talansky.  Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą. No i poleciał:


Po etapie pyskaty Amerykanin wyrwał z japą do Gerransa, domagając się przeprosin za spowodowanie upadku. Ale czy w takim finiszu nie powinni uczestniczyć tylko ci, którzy muszą, czyli sprinterzy i rozprowadzający?
Pozostali - wyłącznie na własną odpowiedzialność. Bez pretensji do innych, bo sorry Andrew,  ale taki tam jest klimat.
W  powyścigowym studiu gościł dziś Kubuś Fuglsang. Było miło - elokwentnie i naturalnie. Brawo Kubuś! Dobrze poznać z innej strony aktualnego wicelidera klasyfikacji generalnej.
A tak w ogóle, to fajny pomysł, aby codziennie zapraszać na dłuższą rozmowę różnych kolarzy. Brawo Greg Lemond! I ten drugi pan, też brawo! 
I brawo dla brawo!

 Etap 6 Arras - Reims     Andre Greipel   =>  Vincenzo Nibali

                                             Chwila dla Goryla

Wczorajsi bohaterowie bruków, dziś trochę odpoczywali. Pogoda nie rozpieszcza kolarzy, deszcze i szarugi, w przeciwieństwie do naszej pięknej strony, gdzie rozgościły się kalifornijskie upały.
Niby etap dla Marcelka, ale coś tam mu dziś było nie tak, więc nieopodal mety kolejny "defekt", prawdziwy lub markowany, kto to wie... Szkoda tylko Dżajantów, bo napedałowały się po próżnicy. 
Jako że w tym Tourze ze sprinterami nie jest za bogato, więc gdy Marcelek puszcza korby, to wielu może poszukać swojej szansy.  Wygrana Grajpla ani  mnie ziębi, ani grzeje, ale cieszy jedno. Mianowicie wreszcie chłopaki z Lotto miały swoją krótką chwilę radości. Do tej pory Andre  za bardzo ich nie rozpieszczał zwycięstwami. Raczej frustrował. (za co zresztą był krytykowany przez szefostwo ekipy). Na finiszu etapu wygranego przez Kittela widać było wyraźnie,  jak pan Greipel  zamiast się ścigać,  z bezpiecznej pozycji obserwuje finisz.. 

Nasz Kwiat próbuje, próbuje i próbuje... Dzisiaj było blisko, ale jeszcze i tym razem  furia sprinterska zwyciężyła. W końcu jednak Michał znajdzie się w odpowiednim czasie i odpowiednim miejscu. Jestem tego pewna.


Etap 5   Ypres - Arenberg Porte du Hainant  Lars Boom => V.Nibali

                                 Paris-Roubaix na Tour de France

                   Epickie zdjęcie, epickiego etapu mówi samo za siebie. Nie trzeba słów. 
                                     Świetna fota.  W roli głównej Markel Irizar.

Dzień, który przeszedł do historii touru, a może i kolarstwa. Tego etapu bało się bardzo wielu. Alberto Contador najpierw dowiedział się, że wyścig opuścił główny faworyt Chris F., a potem , że nagle narodził się nowy. Fenomenalna jazda Nibalego, pełna pasji i determinacji, zrobiła wielkie wrażenie. Wiadomo przecież, że ten kolarz po brukach nie jeździ. No a to, co wyprawiał Westra z Kubusiem Fulgsangiem było wielkie i na pewno zapamiętane na długo. Absolutnie nadzwyczajna praca kolarzy Astany. 


Bercik. mimo sążnistej straty na etapie do Enzo, nie traci rezonu. Mówi, że dla niego TdF zaczął się dopiero teraz (musiał mieć niezłego boja przed tym etapem).


Zanim kolarze dojechali do pierwszej sekcji brukowej, Chris leżał dwukrotnie, aż w końcu zabrał zabawki i taki pokrzywiony wsiadł do samochodu sport dajrektora grupy Sky.  Przykro się na to patrzyło, ale widać Chris nie był w dobrej formie ( i to zarówno psychicznej, jak i fizycznej). Kontuzja nadgarstka której nabawił się wczoraj, nie tylko bardzo dokuczałaby mu na brukach, ale i na późniejszych zjazdach. Tak więc Chris bye bye. ( I życzę panu Froomowi, aby nie podążył pochyłą ścieżką kariery Andy Schlecka: kontuzje, upadki nieukończone wyścigi => żal serce ściska i łza w oku kręci).
Nasz Kwiat Biało-Czerwony waleczny, jak zawsze. Nie dał się wbić w bruk i aktualnie w GC jest 4.
Sagan znów się uczepił Cancellary, który jednak nie gonił czołówki, być może nie chciał tradycyjnie wlec Pita do mety. I to się Pitowi nie spodobało. Natomiast Idzie bardzo. :)

       No i na koniec Moje Kochane Belkiny....

Przyznam się, że kibicowałam Wam bardzo. Najbardziej Sepowi, ale jak się wywrócił, a czołówka pognała jak szalona, to już obojętnie któremu.  Zawziął się Lars Boom. 
Kubusiowi bardziej zależało na dowiezieniu Enzo, więc nie gonił. Ale był trochę zawiedziony, bo gdyby Larsa nie było, to pewnie  "kaNibali"  oddałby mu ten etap. Tak, czy inaczej ogromnie zmęczony i uradowany  Holender samotnie przekroczył linię mety, odnosząc swój wielki sukces.



 Dzięki wygranej Booma mogłam usłyszeć krótki wywiad z mister Maartenem Wynantsem, który jako że nie spodziewał się takiego wyróżnienia, był trochę onieśmielony, ale powiedział jedną rzecz. Gdy patrzyli wczoraj na zalane deszczem bruki, to Lars się cały czas uśmiechał. I im gorzej to wyglądało tym tenże bardziej się cieszył. Wiadomo => przełajowiec!  W to mi graj! 
Cała drużyna ciężko pracowała, aby  pan Boom mógł się dzisiaj wyspać na takim łóżku:    :)  :)  



                                                     Miłych snów Lars Boom!

Co ja zrobię. jak Was rozpuszczą na cztery wiatry???  Przecież te chłopaki mają fioła na punkcie kolarstwa. Oto Sep i jego brukowe medytacje:



                             Sponsorze drogi, elo, spójrz na Sepa aaa...  


Etap 4    La Touquet-Paris-Plage - Lille Metropole
                                                                       Marcel Kittel =>  Vincenzo Nibali                
                                                       Witaj  Francjo! 
Najczęściej pokazywanym  zawodnikiem 4 etapu był Thomas Gumowa Twarz Voekler. Znany ucieczkowicz, który gdziekolwiek poza TdF jest mało widoczny, dziś niezbyt często schodził z pierwszego planu. Nie przepadam za Tomaa, więc i tyle o nim. 
Etap płaski, sprinterski, w trakcie którego  Dżajanty  tak się umęczyły, że na  ostatnich kilometrach bardziej widoczne były SaxoCośTam i Garminy niż Shimany i Lotto. Kittel nie miał na tym etapie łatwo, bo w końcówce Kathushe pięknie wyprowadziły Kristoffa na pierwszą pozycję. Bardzo lubię Marcela, ale po cichu zacisnęłam kciuki za Norwega za to, że głośno domagał się ukarania Cavcia za spowodowanie kraksy na 1 etapie. Tak trzymać panie Alexandrze. Niech nie będzie świętych krów w peletonie!
 Kittel musiał więc iść w trupa i poszedł. Na mecie nie zdążył unieść rąk, tak był ujechany. 
Nudne są już te zdjęcia z mety z super sprinterem w roli głównej, więc tym razem inne, za to prezentujące epicki fryz oraz nieodłącznego Uśmiechniętego Johna:


                Nie jesteśmy niepokonani - powiedział Marcel Kitel
                po wygraniu 3 etapu TdF  (na 4 przejechane)
                                                                                                 #cytatdnia

Etap 3  Cambridge -  London  Marcel Kittel  =>  Vincenzo Nibali

                                              Marcel Kittel zaorał Anglię



                                                            Royal  Marcel!!

Co prawda Pit siedział mu na ogonie, ale nawet nie próbował wychynąć się z koła. Trzeci na mecie Renshaw  dojechał już z widoczną gołym okiem stratą. Marcello wygenerował w końcówce  taką moc, że jak sam później powiedział, był to jego jeden  z najszybszych finiszów. 
Tłumy widzów na trasie robią wielkie wrażenia. Zgadzam się z tymi głosami, które proponują, aby ze względu na tak duże zainteresowanie, Tour de France odbywał się w Anglii!   :)
 
Etap 2  York - Sheffield   Vincenzo  Nibali =>  Vincenzo Nibali

                                                    Prezent  dla kumpla




Tylko jeden dzień Marcelek pojechał w "gelbes Trikot".  Na przedostatniej górce defekt [ nie wiem,  czy rzeczywisty, czy tylko markowany w celu usprawiedliwienia niemocy w nogach, co często się Kittlowi w podobnych sytuacjach przytrafia] pozbawił go żółtej koszulki.  
Albo, co bardziej prawdopodobne, Kittel  odpuścił  sobie dzisiejszy etap, aby oszczędzać siły przed jutrzejszym, klasycznym etapem sprinterskim. Dziś było za dużo męczących górek i ciężkich pagórków.
Wszyscy mówili Sagan, Sagan,....i trzeba przyznać, że szybki Pit wytrzymał do końca, czyli tak mniej więcej do ostatniego kilometra, kiedy to wyskoczył,  jak diabeł z pudełka Enzo. Nie miał za bardzo kto gonić, więc Włoch bez problemów wygrał etap. Nasz dzielny Kwiat Biało-Czerwony był 3, Pit 4, a Greg van Avermaet 2.
Niektórzy twierdzą, że Pit nie gonił, bo chciał podarować zwycięstwo Nibalemu, z którym jest w dobrej komitywie.



Etap 1  Leeds -  Harrogate      Marcel Kittel  =>  Marcel Kittel

                                     Kto barem walczy, od bara ginie

Łąki, pastwiska, skały, urwiska. Zielony krajobraz północnej części Anglii. Tłumy ludzi na trasie i rzesze na mecie. Atmosfera, jak we Francji :)



Ucieczka niezmordowanego Jensa Voighta, który do tej edycji Touru wystartował po raz 17, ale niestety  ostatni.  :(


     Gustowne śpiochy w grochy dla najlepszego górala (ponownie po aż 15 latach) po 1
    etapie. 


Emocje były li tylko w końcówce etapu. Najpierw niespodziewany odjazd  Cancellary ( ech.... tak blisko było do szczęścia), który to zestresował sprinterów. Szukający lepszej  pozycji Cavcio wjechał   z bara w Gerransa, po czym obaj  ( plus Julien Simon) strzelili o glebę. Cav dojechał do mety bardzo skrzywiony i ze zwichniętym barkiem . Simonowi, na szczęście, nic poważnego się nie stało (kilka siniaków i zadrapań). Jednakże o tym dowiedziałam się dużo później, bo za metą kamery skupiły się głównie na  winowajcy, który w ten sposób sam wyeliminował się z dalszej rywalizacji.



Tak więc  chłopiec  z najładniejszą fryzurą w peletonie nie miał wyjścia i musiał wygrać. Drugi był szybki Pit, a trzeci ładnie trzymający się do końca Ramunas. 
Na mecie  zaś powiało wielkim światem. Na kolarzy czekali królewscy celebryci : Harry, Wiluś i Kejt. Mieli się ściskać z Cavciem, ale cóż... trzeba było podać rąsię Niemcowi  ( a nawet dwóm!  :)))  
Ot, ciężki żywot królewiątek  :)



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Awans Oranje do półfinału piłkarskich MŚ w Brazylii, czyli zgadnij, co Belkiny robiły po kolacji...


 Niech żyje Krul.!  Tim Krul!

==========================================================  


ida